Profesjonalnie i poważnie, a czasem z przymróżeniem na szybko pomalowanego oka. O tym jak nie zgubić się w zaczarowanym świecie kosmetycznych nowinek pomiędzy lasem tuszów do rzęs oraz rzeką podkładów i nie dać się przy tym zwariować ;)
piątek, 3 maja 2013
Róz i już! rimell by kate
Zacznijmy od tego, iż nie jestem fanką pomadek, zwykle wolę błyszczyki. Kocham wyraźnie zaznaczone usta, ale w przypadku
pomadek – zwłaszcza czerwonych, miałam pomazane zęby jakbym grała wampira w zmierzchu, a po godzinie wyglądałam jakby
pomadka zaczęła żyć własnym życiem i dostała małych złośliwych nibynóżek,
rozchodząc się poza kontury ust i wyglądałam jakbym ostatnią godzinę spędziła całując się namiętnie z wielkoustym
murzynem.
Jednak gdy zobaczyłam ten obłędny kolor postanowiłam dać “Kaśce” szansę.
I od tamtego momentu przepadłam bez reszty – noszę ją tak często, że obawiam się że w końcu zdradzę błyszczyki i będę
podpisywać się wszędzie odciskiem swoich ust.
Po pierwsze – nie migruje, trzyma się bez zarzutu na moich nie umiejących przestać gadać ustach, po 3h delikatnie i
równomiernie się wyciera i wymaga delikatnej poprawki.
Po drugie kolor – zakładając ją na usta przekształcam się niczym transformers z małego garbuska w różowe ferrari
Po trzecie zapach – oj jak ja nienawidziłam zapachu pomadek – kojarzyły mi się z rodzinnymi spędami, gdzie zawsze znalazła
się jakaś stara wypomadkowana ciotka próbująca mnie wycałować (brrrrrr! to powinno być prawnie zakazane!)
A ta pomadka – cud miód i orzeszki – pięknie pachnie ale zapach nie jest nachalny na tyle żeby po minucie mieć go dosyć.
Lekkim minusem jest lekkiewysuszenie ust ale na to się przecież nie umiera, prawda?:)
Reasumując- jez pewnością chcę więcej!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz